To była rutynowa sprawa i kiedy tylko
skończyli się nią zajmować, Widzimrka i Mrzokonimow udali się na
taras swojej ulubionej knajpki.
Wiatr nie wiał, ale i tak panowała
ciemność. Cała posadzka balkonu zadrżała, kiedy nowoczesny
tramwaj przejechał wokół pomnika i podążył do przystanku za
skrętem.
- To piwo... - zaczął Widzimrka, a
Mrzokonimow nadstawił uszu.
- Tak?
- To piwo jest... chrzczone - cmoknął i oblizał mikrą pianę ze swoich mokrych warg.
Mrzokonimow uniósł kąciki ust w
ironicznym grymasie.
- Czyżbyś wyczuł wodę święconą?
Widzimrka cmoknął ponownie i pokręcił
głową ze znawstwem, z którego słynął w agencji.
- Nie - odparł. - Linie papilarne
proboszcza.
Autobus tymczasem stał w korku, a
gołębie pocztowe już nie zataczały kół.
Czyli co? Nigdy nie pić w pobliżu plebani, tak? :)
OdpowiedzUsuńPić, pić - ale własne!
OdpowiedzUsuń