Tym razem zapowiadała
się akcja nieszablonowa.
Widzimrka i Mrzokonimow
już trzeci tydzień usiłowali rozwiązać sprawę, o której nie
wiedzieli nic, a zwłaszcza tego, czego ona dotyczy. Oczekiwali
właśnie informatora, który miał im to klarownie wytłumaczyć.
Promienie słońca
żłobiły mury popularnego lokalu w centrum miasta o wdzięcznej
nazwie „Z Innej Beczki”, w którym aktualnie przebywali.
Mrzokonimow próbował pić serwowaną tutaj kawę, Widzimrka ślęczał
zaś nad swoją ulubioną herbatą – słodzoną, nie mieszaną.
Obaj, w czasie coraz dłuższych przerw między kolejnymi łykami,
zerkali na klientelę, starając się wyłowić tajemniczą wtyczkę.
Jednak rozpoznanie kogoś, kogo nigdy agenckie oczy nie uświadczyły,
zwłaszcza pośród ludzi jednakowo ubranych w celowo niemodne
flanelowe koszule w kratę i za duże okulary na nosie, a także
przysłuchiwanie się prowadzonym przez nich rozmowom, jedynie
potęgowało u agentów frustrację.
- Tym razem Herr Freulain
się nie postarał – burknął Mrzokonimow, a następnie zamoczył
wargi w kawopodobnym napoju, jednak przypomniawszy sobie, co za ciecz
znajdowała się wewnątrz kubka, natychmiast je cofnął.
- Nie wybrałem jeszcze
tematu pracy licencjackiej – siedzący
przy sąsiednim stoliku w wystudiowanej pozie chłopak co chwila
rzucał zdania tak błahe, że Mrzokonimowa bolało. Co innego
Widzimrka: skoncentrowany na swoim zadaniu tak dalece, że
pozostawał głuchy na pogłębiającą się dysharmonię rozmów. –
A tak z innej beczki, zastanawiam się nad
zapisaniem na kurs szermierki.
Towarzysze młodego
pozera pokiwali głowami.
- Ale z innej beczki... –
odezwał się drugi głos. - W tym miesiącu miasto organizuje nowy
festiwal. Można by ewentualnie i zaszczytnie się tam, wiecie, no
tego, że tak elokwentnie powiem - wybrać.
- Można, można –
potakiwały jednakowe okulary i flanele, jedna z nich zaraz wtrąciła:
- A tak z innej beczki – byliście w tym antykwariacie tym tutaj obok?
- A tak z innej beczki – byliście w tym antykwariacie tym tutaj obok?
Mrzokonimow czuł, że
poziom jego irytacji osiąga swoje Mont Blanc. Atmosfera tego miejsca
coraz mocniej szarpała jego i tak już niedokończone myśli. Tym
bardziej, że zewsząd toczyły się początki dyskusji, nigdy zaś
ich sedno.
Do stolika Widzimrki i
Mrzokonimowa podszedł mężczyzna, któremu okulary zasłaniały
trzy czwarte twarzy. Domyślili się, że to ich kontakt. On też się
domyślił, że jest ich kontaktem. Zaproponowali mu krzesło. W
lokalu nie było krzeseł. Tu w „Z innej beczki” siedziało się na
beczkach. Zaproponowali mu jedną.
- Wreszcie się spotykamy
– zaczął Widzimrka i łyknął herbaty.
- Cieszymy się, że
zdecydował się pan z nami spotkać - dorzucił Mrzokonimow i dla
odmiany nie tknął kawy.
- To nam wiele ułatwi...
- Tak, tak... - przerwał
gość, rozglądając się po lokalu. - A tak z innej beczki, ponoć
niezłą pierogarnię tu niedaleko otworzyli.
- Chce Pan zmienić
lokal? - Mrzokonimowowi zadrżał z poirytowania głos.
- Nie, nie, jest zacnie.
Powiedziałem to tylko tak, ad casum.
Agenci spojrzeli po
sobie. Westchnęli. Mrzokonimow wstał i podszedł do kontuaru. Nie
chciał kawy. Żeby tę akcję słusznie rozegrać musiał się
napić.
- Piwo, proszę –
rzucił barmance.
Niestety, na piwo trzeba
było jeszcze poczekać. Właśnie się skończyło, ale obiecano mu,
że naleją z innej beczki.
Lepiej na beczkach niż na paletach i lepiej facet w okularach na trzy czwarte twarzy, niż pornogrubas lub też faraon władca starożytnego Egiptu.
OdpowiedzUsuńTo dopiero było absurdalne...
:)
Na dobrą sprawę, pewien faraon też nosi okulary na 3/4 twarzy :)
OdpowiedzUsuńSiedzę w koszuli w kratę i przez Was zaczęłam indentyfikować się z tłumem, ale na szczęście przypomniałam sobie, że nie mam wielkich okularów. Uf, jednak się wyróżniam.
OdpowiedzUsuńA teraz miejcie się na baczności, bo będę Was obserwować, a mieszkam wcale blisko, mwahaha.
Ależ będzie nam bardzo miło i czujemy się wręcz zaszczyceni, nigdy zaszczuci :)
OdpowiedzUsuń