środa, 16 listopada 2016

Drzazgi: Połączenie

Matka dzwoni do mnie krótko po dwunastej i pyta, czy u mnie wszystko w porządku. Tak, odpowiadam, nie rozumiem pytania. Widziałam reportaż o tym chłopaku, mówi, a ja milczę i czekam czy powie coś więcej. O tym chłopaku, który zniknął, dopowiada takim tonem, jakbyśmy już o tym rozmawiali, a ja zapomniałem i ją to strasznie zirytowało. Na moment wstrzymuję oddech. Nie chcę, żebyś ty też zniknął, dodaje. Wypuszczam powietrze z płuc, nieco rozluźniony.  W porządku, mamo, nie zamierzam znikać, zapewniam ją ze śmiechem, ale czuję niepokój i nieprzyjemne mrowienie w skroni. Halo?, matka podnosi głos, halo!?, nie słyszę cię. Rozłącza się, ale nadal dociera do mnie jej głos. Coś nas rozłączyło, mówi do ojca. Co ojciec robi w domu o tej porze, czy nie powinien być w pracy?, zastanawiam się, czy prawnicy z dużych kancelarii, ważnych kancelarii, mogą sobie pozwolić na nie bycie w pracy w środę wczesnym popołudniem. Ale jeśli jest środa, to i ja powinienem być w pracy. Próbuję sobie przypomnieć, jaki mamy dzień tygodnia, później jeszcze myślę, czy wiem, jaki jest miesiąc. Wyglądam przez okno. Słońce świeci oślepiająco, odbija się od jesiennej czerwieni drzew. A więc jest jesień, może październik. Staram się ułożyć sobie w głowie wydarzenia ostatnich dni, kiedy nagle dzwoni telefon. Jeden z tych starych telefonów z tarczą, o których myślałem, że już dawno wyszły z użycia. Nie pamiętałem nawet, że mam taki u siebie. Podnoszę słuchawkę. (Słucham?) To ty?, męski głos w słuchawce jest cichy i w ogóle nie brzmi znajomo. Kto mówi?, pytam. Wystarczy, że ja wiem, kim jestem… Słychać trzaski, jakość połączenia jest zła, bardzo zła, ale jestem pewien, że głos  wymawia moje imię. Pulsuje mi w głowie, przybiera na sile. Przyjdziemy (któregoś dnia), odwiedzimy cię i będziemy (śmiać się z twojego upodobania) do starych (samochodów. Rozumiesz, chłopcze? Czy) wolisz (żebym ci) to jeszcze (przesłał) faksem? Cisza. (Ktoś) czeka na moją reakcję? Zbieram się w sobie, chcę powiedzieć, że to pomyłka, że nic nie rozumiem, ale słowa kleją mi się do krtani i nie mogę wydobyć z siebie głosu. Po drugiej stronie słyszę tnące smyczki, wybrzmiewające z narastającym natężeniem niczym surrealistyczna puenta, jakbym nagle stał się bohaterem czarno-białej makabreski.

Sygnał w słuchawce oznajmia koniec rozmowy. Nie słyszałem połowy, ale wiem, o czym mówił. Wydaje mi się, że przed tym ostrzegała mnie matka. Dzwoni telefon, tym razem komórka. Może to matka, myślę. Wszystko jej opowiem. Na wyświetlaczu jest numer, którego nie znam.

Śniłeś mi się, wiesz?, mówi głos, którego nie słyszałem od lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz