poniedziałek, 14 maja 2018

Drzazgi: Ojciec mówił do mnie wierszem #3

Kobieta otwiera mi drzwi. Pamiętam cię, jak byłeś taki, mówi i wykonuje niedbały gest ręką na wysokości biodra. Jej spłowiały niebieski szlafrok ma w tym miejscu inny odcień. Pamiątka po oderwanej kieszonce. Miło cię znów widzieć. Z uśmiechem podaje mi klucz. Kiedy się uśmiecha, szminka na jej wargach pęka i kruszy się jak stara farba.

Wszystko wygląda inaczej niż zapamiętałem. Pokój jest mniejszy. Wypłowiała, wylizana z koloru tapeta odkleja się od ścian. Napęczniałe deski podłogi głośno reagują na każdy mój krok. Ciężki zapach piętnastu lat zamkniętych szczelnie w czterech ścianach.

Wyglądam przez pokryte smugami szyby na podwórko. Dawno temu, w innym życiu, to było moje podwórko, nasze podwórko. Rządziliśmy niepodzielnie z determinacją młodych dyktatorów, bezowocnie tłamszeni zakazami ojców i matek.

Ze zdjęć stojących na starej komodzie patrzą na mnie uśmiechnięte twarze ludzi, których nie znam. Nie wiem, kto je tu zostawił.

Siadam na łóżku. Kiedyś stało pod oknem, teraz, po drugiej stronie pokoju, jest pogrążone w półmroku. Sprężyny skrzypią, chyba zawsze skrzypiały. Staram się poruszać powoli, żeby nie wzbić chmury kurzu. Próbuję odtworzyć w głowie to, co zdążyłem zapomnieć. To kiedyś było moje schronienie. Najlepsze, jakie miałem.

Otwieram teczkę, którą znalazłem na łóżku. Pożółkłe arkusze papieru rozsypują mi się w palcach. Poznaję charakter pisma ojca.

Spod łóżka wybiega szczur. Zatrzymuje się i zaczyna węszyć. Za chwilę dołącza do niego drugi. Sam nie wiem kiedy, podłoga zaczyna roić się od gryzoni. Pod moimi nogami pulsują małe futrzane ciałka. Kiedy próbuję wstać jeden z nich wbija mi w stopę ostre zęby. Chwytam go za kark i ciskam w sam środek skłębionych głów i ogonów.

Tu już zawsze tak będzie, słyszę. W drzwiach stoi stary mężczyzna w brzydkim pstrokatym swetrze. Zresztą sam zobacz, ruchem głowy wskazuje okno. Przedzieram się przez szczurze ciała, spoglądam na podwórko. Na bruku leży on, stary człowiek. Okoliczne psy szarpią jego pstrokaty sweter.

Wszystko cichnie. Zdaję sobie sprawę, że pokój opustoszał, nic się nie wydarzyło, tylko rana na nodze nie przestaje krwawić.

Z oddali dociera dzwonek telefonu. Halo? Ten sam głos, z dawnych czasów, jak refren jakiejś smutnej piosenki. Śniłeś mi się, wiesz?

2 komentarze: