- Podobno
świat ma się skończyć o wpół do siódmej popołudniu – powiedział do żony mężczyzna
w prążkowanej marynarce, gdy wchodzili do przedziału. – W radio mówili. Tylko
nie dosłyszałem dokładnej daty.
Usiedli. Ona
przy oknie, on pośrodku, naprzeciwko mnie. Ostentacyjnie obiegli wzrokiem
współpasażerów. Po mojej prawej drzemał starszy facet. Nie zdążył dobrze się
usadowić i już drzemał. Podejrzewam, że mógł drzemać jeszcze zanim wsiadł do
pociągu. Po drugiej stronie miałem młodą dziewczynę zasłuchaną w muzykę, która
na zewnątrz jej maleńkich słuchawek była tylko szumem. Obok nowych pasażerów,
był jeszcze mrukliwy, wyniosły mężczyzna z wielkim nosem utkwionym w gazecie.
Zaszczycił małżeństwo niedbałym i pozbawionym sympatii spojrzeniem i wrócił do
lektury.
Powinniśmy
ruszyć kwadrans temu. Coś jednak opóźniało odjazd.
- Niech pan
patrzy – mężczyzna z gazetą szturchnął sąsiada – co oni tam wyprawiają
w tym związku katolików.
- Proszę
wybaczyć – padła uprzejma odpowiedź – ale nie interesuję się polityką.
Szczególnie obce są mi sprawy katolików.
- Ach, tak… –
wydusił mężczyzna z gazetą i urażony utkwił wzrok w artykule.
Przez chwilę
panowała niemal zupełna cisza. Mój sąsiad lekko pochrapywał, a z drugiej strony
dobiegał mnie szum monotonnej muzyki.
- Marto, czy
możesz… – mężczyzna w marynarce zwrócił się do żony i zamarł wpół zdania.
Zapatrzył się w okno. Po peronie przechadzali się znudzeni podróżni, czekający
na swój, oczywiście opóźniony, pociąg. Ktoś niecierpliwie szukał swojego
wagonu, ktoś komuś machał na pożegnanie. Byłem niemal pewien, że wzrok mego
sąsiada padł na wysokiego, łysiejącego mężczyznę w burych spodniach
podtrzymywanych fioletowymi szelkami. – Marto, ile to już będzie, jak Maurycy
nie żyje?
Kobieta podciągnęła
nieznacznie rękaw sukni (dopiero teraz dotarło do mnie, że ma na sobie
absurdalnie staroświecki strój), spojrzała na zegarek.
- Niedługo
miną trzy lata – odpowiedziała nie patrząc na męża.
- Och, to w
porządku, to wszystko w porządku…
Znów nikt się
nie odzywał. Cicho szeleścił gazetowy papier. Pasażer obok mnie ocknął się na
chwilę, po czym znów zapadł w sen. Małżeństwo pogrążyło się w lekturze, on –
grubej księgi, ona – kolorowego czasopisma. Moja sąsiadka uderzyła mnie łokciem
sięgając po coś do swojej torby. Spojrzała na mnie, ale nie przeprosiła.
Pociąg ruszył.
Wszystkie pociągi w końcu ruszają. Nie pamiętam, jaki był cel podróży.
Chciałem to sprawdzić na bilecie, ale nie mogłem go znaleźć.
Kiedy
mijaliśmy Rynek, zegar na wieży ratuszowej zaczął wybijać osiemnastą.
Jeśli mamy
pecha, to zostało nam pół godziny, pomyślałem.
ładne
OdpowiedzUsuńŁadne? Ciekawa opinia.
OdpowiedzUsuń