poniedziałek, 18 lutego 2013

Mimosłoniem

Upalne lipcowe popołudnie robiło mieszkańcom miasta niemałą przykrość. Asfaltowe drogi szczodrze oddawały słoneczny żar wszystkim, którzy tego chcieli, a tym, którzy nie chcieli oddawały, zdawać by się mogło, tym chętniej. Widzimrka i Mrzokonimow schowani za gęstym żywopłotem nie spuszczali oka z pustego, mimo pięknej pogody, placu zabaw.

- Myślisz, że się pojawi? - zapytał niemal zupełnie odwodnionym głosem Widzimrka i ze zgrozą stwierdził, że niedawny łyk chłodnej lemoniady był absolutnie ostatnim: w butelce nie została nawet kropla.
- Znając nasze szczęście, popija gdzieś teraz chłodną lemoniadę - wycedził przez zęby Mrzokonimow.
- Pewnie masz rację - Widzimrka jeszcze raz tęsknie popatrzył na pustą butelkę.
- No, stanęli panowie z krzakiem na środku jezdni i co? - rozkrzyczała się przechodząca obok staruszka, z wyjątkowo bojowym chihuahua na smyczy, zwróciwszy uwagę na przyczajony żywopłot i ukrytych agentów. - Będzie coś jechało i panów przejedzie. No, mądre to to?
Widzimrka i Mrzokonimow popatrzyli po sobie, spojrzeli na żywopłot, a ten pod ciężarem ich oskarżycielskiego i pełnego nagany wzroku zaszeleścił gałązkami i ruszył w stronę pobliskiego trawnika. Agenci podążyli za nim.
- Doprawdy, Sosenka, tym razem wybrałeś fatalną lokalizację - z dezaprobatą wycedził Widzimrka. Zdzisław Sosenka, Starszy Inspektor ds. Robienia Wrażenia, na potrzeby nowej misji przebrany za żywopłot, przepraszająco opuścił gałązki.
Nowa zasadzka złożona z trzech wysłanników Agencji rozstawiła się na trawężniku, czyli dwudziestoletnim krawężniku porośniętym trawą. Niebywale spragnieni lemoniady ze wzmożonym skupieniem ponowili obserwację, w nadziei, że już za moment, już za chwileczkę ich oczy ucieszy widok tak rzadko spotykany na placach zabaw. 
- To bez sensu. Nie przyjdzie - rezygnacja przemawiała przez Mrzokonimowa. - Sosenka, na pewno nie pokićkałeś niczego?
Żywopłot zaszeleścił na znak, że nie.
- Czekamy jeszcze pięć minut i zwijamy manatki.
Czas, jak wiadomo, płynie szybko, zatem i wyznaczone pięć minut minęło jak z bicza strzelił. Po upływie kwadransa jedyny ślad bytności kogokolwiek z Agencji zdradzały liście Sosenki na rozgrzanym asfalcie i wysuszonym trawniku.

Tymczasem, nie obserwowany przez nikogo, anarchistyczny i niepokorny, ale zupełnie nieszkodliwy, słoń Ksenopel zakradł się na plac zabaw, z uśmiechem pod trąbą ulepił babki z piasku w piaskownicy, pohuśtał się na huśtawce i dopił lemoniadę, by cudownie szczęśliwy zakończyć swój dzień w naturalny dla słonia beztroski sposób.

5 komentarzy:

  1. Tym razem rewelacja :)

    Aż przypomniała mi się stara lista płac w pewnym kinie:
    Drzewo - człowiek przebrany za drzewo
    Podlewacz - człowiek podlewający drzewo

    OdpowiedzUsuń
  2. Panowie, panowie! Szacunek ludzi Ulicy Sezamkowej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteśmy wzruszeni i urzeczeni! A Wasze słowa to najwyższego gatunku miód na nasze niższego gatunku uszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Słoniam się z wrażenia, które zrobił na mnie Starszy Inspektor ds. Robienia Wrażenia. Dobry jest, podwyższyć mu płacę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękujemy, zerkniemy i skomentujemy :)

    OdpowiedzUsuń