Upalne lipcowe popołudnie robiło
mieszkańcom miasta niemałą przykrość. Asfaltowe drogi szczodrze
oddawały słoneczny żar wszystkim, którzy tego chcieli, a tym,
którzy nie chcieli oddawały, zdawać by się mogło, tym chętniej.
Widzimrka i Mrzokonimow schowani za gęstym żywopłotem nie
spuszczali oka z pustego, mimo pięknej pogody, placu zabaw.
- Myślisz, że się pojawi? -
zapytał niemal zupełnie odwodnionym głosem Widzimrka i ze zgrozą
stwierdził, że niedawny łyk chłodnej lemoniady był absolutnie
ostatnim: w butelce nie została nawet kropla.
- Znając nasze szczęście, popija
gdzieś teraz chłodną lemoniadę - wycedził przez zęby
Mrzokonimow.
- Pewnie masz rację - Widzimrka
jeszcze raz tęsknie popatrzył na pustą butelkę.
- No, stanęli panowie z krzakiem na
środku jezdni i co? - rozkrzyczała się przechodząca obok
staruszka, z wyjątkowo bojowym chihuahua na smyczy, zwróciwszy
uwagę na przyczajony żywopłot i ukrytych agentów. - Będzie coś
jechało i panów przejedzie. No, mądre to to?
Widzimrka i Mrzokonimow popatrzyli po
sobie, spojrzeli na żywopłot, a ten pod ciężarem ich
oskarżycielskiego i pełnego nagany wzroku zaszeleścił gałązkami
i ruszył w stronę pobliskiego trawnika. Agenci podążyli za nim.
- Doprawdy, Sosenka, tym razem
wybrałeś fatalną lokalizację - z dezaprobatą wycedził
Widzimrka. Zdzisław Sosenka, Starszy Inspektor ds. Robienia Wrażenia,
na potrzeby nowej misji przebrany za żywopłot, przepraszająco
opuścił gałązki.
Nowa zasadzka złożona z trzech wysłanników Agencji rozstawiła się na trawężniku, czyli dwudziestoletnim krawężniku porośniętym trawą. Niebywale spragnieni lemoniady ze wzmożonym skupieniem ponowili obserwację, w nadziei, że już za moment, już za chwileczkę ich oczy ucieszy widok tak rzadko spotykany na placach zabaw.
Nowa zasadzka złożona z trzech wysłanników Agencji rozstawiła się na trawężniku, czyli dwudziestoletnim krawężniku porośniętym trawą. Niebywale spragnieni lemoniady ze wzmożonym skupieniem ponowili obserwację, w nadziei, że już za moment, już za chwileczkę ich oczy ucieszy widok tak rzadko spotykany na placach zabaw.
- To bez sensu. Nie przyjdzie -
rezygnacja przemawiała przez Mrzokonimowa. - Sosenka, na pewno nie
pokićkałeś niczego?
Żywopłot zaszeleścił na znak, że
nie.
- Czekamy jeszcze pięć minut i
zwijamy manatki.
Czas, jak wiadomo, płynie szybko, zatem i
wyznaczone pięć minut minęło jak z bicza strzelił. Po upływie
kwadransa jedyny ślad bytności kogokolwiek z Agencji zdradzały
liście Sosenki na rozgrzanym asfalcie i wysuszonym trawniku.
Tymczasem, nie obserwowany przez nikogo, anarchistyczny i niepokorny, ale zupełnie nieszkodliwy, słoń Ksenopel zakradł się na plac zabaw, z uśmiechem pod trąbą ulepił babki z piasku w piaskownicy, pohuśtał się na huśtawce i dopił lemoniadę, by cudownie szczęśliwy zakończyć swój dzień w naturalny dla słonia beztroski sposób.
Tym razem rewelacja :)
OdpowiedzUsuńAż przypomniała mi się stara lista płac w pewnym kinie:
Drzewo - człowiek przebrany za drzewo
Podlewacz - człowiek podlewający drzewo
Panowie, panowie! Szacunek ludzi Ulicy Sezamkowej!
OdpowiedzUsuńJesteśmy wzruszeni i urzeczeni! A Wasze słowa to najwyższego gatunku miód na nasze niższego gatunku uszy. :)
OdpowiedzUsuńSłoniam się z wrażenia, które zrobił na mnie Starszy Inspektor ds. Robienia Wrażenia. Dobry jest, podwyższyć mu płacę!
OdpowiedzUsuńDziękujemy, zerkniemy i skomentujemy :)
OdpowiedzUsuń