Ściany pokoju pokrywały
bliżej nieokreślone linie i mazaje.
- Wejdźcie, panowie –
zachęciła stojąca przy oknie niewysoka postać, odziana w długie
szaty, upstrzone tu i ówdzie chmurką, symbolem deszczu i
gradobicia. Mężczyzna miał pokaźną siwą brodę, a w ręku
trzymał wskaźnik. - Wejdźcie i usiądźcie.
- Dziękujemy,
postoimy – odparł rzeczowo Mrzokonimow, uważnie przyglądając
się starcowi. Jego oblicze nie wydawało się agentowi obce.
Zmrużył oczy i nieco przechylił głowę.
- Ale to będzie długa
rozmowa, panowie!
- Korzystamy z
komunikacji miejskiej. Wiemy, co to znaczy stać. – Widzimrka
pozostał niewzruszony. – A zatem?
Zgasły światła i
pokój przez moment pogrążył się w ciemności, zakłóconej
jedynie przez docierający z ulicy blask latarń ulicznych. Następnie
na niebiesko podświetliły się ściany. Chaotyczne dotąd linie
przybrały kształt map pogodowych, z zaznaczonymi migracjami
ciepłego powietrza.
- Eleganckie
– rzucił Widzimrka
- W Agencji by się takie przydały. Zamiast roll-upów. - szepnął z
podziwem Mrzokonimow.
- Panowie do rzeczy!
Łotr, który za tym wszystkim stoi, a którego wy pragniecie dorwać
– w nie mniejszym stopniu niż ja – to szczwana bestia. Lis
farbowany. Tukan złowieszczy. Swoisty kameleon
madagaskarsko-wenezuelski. Ale! Na szczęście udało mi się co
nieco ustalić.
- Czy te mapy są jakąś wskazówką? - dopytał Widzimrka.
- Mapy? Jakie... A! Mapy! A, nie, nie – to tylko symptomy mojego szaleństwa. Robią wrażenie, prawda? I uspokajają mnie. - dodał z nieco mniejsza werwą. Ta jednak zaraz wróciła.
- Czy te mapy są jakąś wskazówką? - dopytał Widzimrka.
- Mapy? Jakie... A! Mapy! A, nie, nie – to tylko symptomy mojego szaleństwa. Robią wrażenie, prawda? I uspokajają mnie. - dodał z nieco mniejsza werwą. Ta jednak zaraz wróciła.
Podwinął rękawy swej
szaty i uderzył wskaźnikiem o okno i naparł na parapet.
- Gdzieś tam czai się on, gotów by uderzyć. - Odwrócił się do agentów. - Dotąd to była sprawa między mną a nim. Ale teraz! Moja wiedza i możliwości waszej Agencji wreszcie dadzą pożądany rezultat. Trzeba tylko odpowiednio do tego podejść. Panowie, zasadzimy się na tego huncwota!!!
- Gdzieś tam czai się on, gotów by uderzyć. - Odwrócił się do agentów. - Dotąd to była sprawa między mną a nim. Ale teraz! Moja wiedza i możliwości waszej Agencji wreszcie dadzą pożądany rezultat. Trzeba tylko odpowiednio do tego podejść. Panowie, zasadzimy się na tego huncwota!!!
Nie ulegało
wątpliwości, że starzec cierpiał na syndrom powszechnie znany
jako kuku-na-muniu, lecz mimo tego potrafił swój zapał i energię
zaszczepić u innych. Mrzokonimow uśmiechnął się pod nosem. „W
telewizji wydawał się wyższy”, pomyślał, a jego partner
zapytał:
- Pan, jak mniemamy, zna tożsamość naszego sprawcy?
- Ależ naturalnie!!! - zawołał starzec podekscytowany, zaś ciepłe prądy powietrza zmieniły na mapie swe położenie, formując coś na kształt kalafiora. - Oto on!
- Pan, jak mniemamy, zna tożsamość naszego sprawcy?
- Ależ naturalnie!!! - zawołał starzec podekscytowany, zaś ciepłe prądy powietrza zmieniły na mapie swe położenie, formując coś na kształt kalafiora. - Oto on!
Mężczyzna w cudacznych
szatach wyciągnął z ukrytej kieszeni polaroidowe zdjęcie i
pokazał je Widzimrce i Mrzokonimowowi. Pochylili się nad
fotografią, która ukazywała jedynie mgłę. Nie jakąś szczególną.
Zwyczajną. Gęstą. Klasyczną, wręcz podręcznikową. Spojrzeli na
niego z niedowierzaniem.
- Panowie, poznajcie Pana Pogodę!
- Panowie, poznajcie Pana Pogodę!
Opuszczając budynek,
Mrzokonimow zagaił Widzimrkę.
- Poznałeś go?
- Yhm.
- Nieszczęśnik...
- Taa, kiedyś dobry i wzięty synoptyk. Wylali go, gdy jego przepowiednie przestały się sprawdzać.
- Wylany Synoptyk... Smutne.
- Ee – żachnął się Widzimrka.
- Yhm.
- Nieszczęśnik...
- Taa, kiedyś dobry i wzięty synoptyk. Wylali go, gdy jego przepowiednie przestały się sprawdzać.
- Wylany Synoptyk... Smutne.
- Ee – żachnął się Widzimrka.
Ostatnim dziennym udało
im się wrócić do biura.
Gdy tylko zobaczyli
plakat na słupie ogłoszeniowym, wiedzieli, że Pogoda tam właśnie
uderzy. Lepsza okazja po prostu się nie nadarzy. To była ich
szansa. Ich i Wylanego Synoptyka.
III Plenerowy Turniej
Szachowy „Kasparow” był największą tego typu imprezą w
okolicy. Rodzice przybywali na to wydarzenie, by pokazać swoim
pociechom jak wyglądają w rzeczywistości szachy. Były czarne i
białe. Więc latorośle wykazywały większe zainteresowanie watą
cukrową, która bywała także kolorowa.
Z krzaków wyłoniły
się dwie pary oczu. Łypnęły na lewo, łypnęły na prawo
oceniając sytuację.
- Tam! - Mrzokonimow szturchnął Widzimrkę w łokieć, wskazując na majaczącą w oddali postać. Spod jej kapelusza i płaszcza wydobywały się kłęby mlecznej mgły.
- Tylko ostrożnie - burczał w słuchawkach Herr Freulain. – Nie możemy pozwolić, by zmienił stan skupienia!
- Tam! - Mrzokonimow szturchnął Widzimrkę w łokieć, wskazując na majaczącą w oddali postać. Spod jej kapelusza i płaszcza wydobywały się kłęby mlecznej mgły.
- Tylko ostrożnie - burczał w słuchawkach Herr Freulain. – Nie możemy pozwolić, by zmienił stan skupienia!
Zaczęli go otaczać.
Cały Wydział do spraw Dziwnych, Kuriozalnych i Niebanalnych
zacieśniał krąg, wpędzając szubrawca w misternie przygotowaną
zasadzkę.
Pan Pogoda – w
kapeluszu i starym prochowcu – pochmurniał. Pociemniał i zrobił
się granatowy. Kiedy dostrzegli w jego spojrzeniu błyski,
wiedzieli, że polecą pioruny.
Szukał drogi ucieczki.
To, że go zdemaskowano nie pozostawiało wątpliwości. Chciał
wtopić się w tłum, lecz ze zdenerwowania zaczął kropić i
zostawiać ślady na chodniku.
- Dobry likier – skomentował Mrzokonimow. – Chyba nowy smak.
- Przygotujcie się!
Kieruje się wprost do punktu Z – dowodził Herr Freulain.
Pogoda przyspieszył.
Widoczne na chodniku krople wody przybrały teraz kształt ciągnących
się za jego prochowcem strug. Pochmurniał jeszcze bardziej, a wokół
niego dało się słyszeć pomruki grzmotu.
- Teraz! – krzyknął Widzimrka.
- Teraz! – krzyknął Widzimrka.
Wielka szklanka spadła
impetycznie na Pogodę, odcinając mu wszelkie drogi ucieczki.
Wściekły i unieruchomiony ciskał gromy na lewo i prawo.
Przyglądający się
akcji Wylany Synoptyk odetchnął z ulgą.
- Dobry likier – skomentował Mrzokonimow. – Chyba nowy smak.
Widzimrka melancholijnie
pokiwał głową.
Na tarasie ich ulubionej
knajpki, mieszczącej się przy głównym placu miasta, panował
względny spokój, a gołębie nie rozrabiały.
- Więc nie tylko synoptyk oszalał – cmoknął ze znawstwem Mrzokonimow.
- Taak... Pogoda czuł się permanentnie inwigilowany przez synoptyków, zaszczuty przez internautów. Wiesz, kiedyś wystarczyło mu raz na tydzień porozumieć się z Indianami, Góralami, Szerpami. A teraz...
- Serwisy pogodowe aktualizowane co pięć minut zniszczyły jego prywatność. Więc postanowił odpłacić pięknym za nadobne.
- Więc nie tylko synoptyk oszalał – cmoknął ze znawstwem Mrzokonimow.
- Taak... Pogoda czuł się permanentnie inwigilowany przez synoptyków, zaszczuty przez internautów. Wiesz, kiedyś wystarczyło mu raz na tydzień porozumieć się z Indianami, Góralami, Szerpami. A teraz...
- Serwisy pogodowe aktualizowane co pięć minut zniszczyły jego prywatność. Więc postanowił odpłacić pięknym za nadobne.
Łyknęli likieru.
- Dobry – skwitował Widzimrka. – Specyficzny, ale dobry.
- Dobry – skwitował Widzimrka. – Specyficzny, ale dobry.
Na ulicy się
wypogodziło.
Chłopaki, brawo :D
OdpowiedzUsuńTeraz musicie tu przyjechać i pozbierać mnie z podłogi. Co będzie zadaniem nie łatwym, bo strzeże mnie wilczak - ma fajne, białe, ostre kły.
Zakochałam się! ^^
Bomba bomba bomba! No fol in lof na całego, wybaczcie.
Będę czytac, chce czytac, kupuje wszystko!!! ;)))
Ależ żeś nas wzięła była i zaskoczyła! Zawstydziliśmy się i połechtaliśmy ego. I to tak, że poczuliśmy podwyższenie poprzeczki! :D Dzięki
Usuń„W telewizji wydawał się wyższy” rozłożyło mnie na łopatki.
OdpowiedzUsuńZawsze uważaliśmy, że lepiej być rozłożonym przez nas (i nasze wymyślne zdania) niż przez grypę. Siebie polecamy, grypę - niekoniecznie :D
Usuń