środa, 9 stycznia 2013

Klatwa pudelka

Kawa w ceramicznym kubku dawno przestała parować.
- Nie rozumiem, co czytam – Widzimrka rzucił gazetę na biurko i skonfundowany spojrzał na swojego kolegę po fachu, Mrzokonimowa. Ten zaś odłożył resztkę pierniczka, skrupulatnie otrzepał dłonie z okruchów, sięgnął po wzgardzony przez partnera numer „Zwykłego Dziennika” i zatopił się w lekturze. Znad krawędzi kartek Widzimrka śledził zmieniający się wyraz twarzy Mrzokonimowa, który niebezpiecznie szybko zmierzał ku totalnemu osłupieniu.
- Coo?? Co oni... zwolnili wszystkich korektorów??
- I to jest wasze nowe zadanie – w interkomie odezwał się głos generała Herr Freulaina. - Do mojego gabinetu! Natentychmiast!

Wychodząc z biura generała, Widzimrka i Mrzokonimow wcale nie byli spokojniejsi.
- To było dziwne. Było, prawda? - Mrzokonimow nawet nie próbował udawać, że wie, co o tym wszystkim myśleć.
- Było. Mamy mało czasu. Szybko – na Wydział Filologiczny.
Wybiegli z budynku, w którym mieściła się Agencja. Mrzokonimow, kierowany odruchem, zamachał na zbliżającą się „czternastkę”.
- Tramwaj!
Pomimo całej swojej sympatii dla potencjalnych pasażerów, motorniczy nie zatrzymał się na to nagłe, desperackie wręcz żądanie. I nie pomogła w tej sytuacji nawet legitymacja agenta. Po prostu przystanek znajdował się dopiero dziesięć metrów dalej.

- Połowa przyszłych literatów, dziennikarzy, że o lekarzach nie wspomnę, to dyslektycy lub po prostu ludzie programowo na bakier z ogonkami i prawym altem - diagnoza dziekana Wydziału Filologicznego nie wnosiła wiele optymizmu. - Dlatego też ciężko mi wskazać, komu zależałoby najmocniej na tym, by wprowadzić zasady futurystów do życia codziennego. Kawy?
- Ja dziękuję - odparł Mrzokonimow. - Ale kolega pewnie poprosi o herbatę.
- Słodzona, nie mieszana? - z tajemniczym uśmiechem zapytał Widzimrkę dziekan.
Widzimrka skinął głową. W tle pobrzmiewała audycja radiowa.
- Tak wiec, prosze panow, ciezko bedzie mi zdecydowanie pomoc...
Widzimrka spojrzał na Mrzokonimowa. Na twarzy obu malowało się przerażenie. W tym samym czasie z głośników radiowych wszyscy obecni w gabinecie dziekana usłyszeli:
„Kuratorium Oswiaty oglosilo dzis rano, ze we wszystkich tekstach i wypowiedziach nie ma obowiazku uzywania ogonkow i kreseczek, ktore tak badzo utrudnialy zycie. Decyzje podjeto na wniosek dosc licznej grupy Anonimowych Anonimusow, ktorych petycja w tej sprawie zebrala osiemset podpisow. Dyslektycy i leniwce sa zadowoleni".
- Zaczęło się... - wyszeptał Mrzokonimow. Widzimrce nie wymieszany cukier stanął ością w gardle. - To brzmi, jak jakiś zapomniany wiersz Gałczyńskiego...
Twarz dziekana uległa ogromnemu przeobrażeniu. Zaczął się demonicznie śmiać i nerwowo drapać po brzuchu. Skonsternowani agenci mogli jedynie patrzeć, jak powszechnie szanowana osoba dostaje małpiego rozumu.
Dziekan zataczając się od śmiechu wydostał się na korytarz i zaczął zmierzać w kierunku wyjścia z budynku. Na zewnątrz wsiadł w pierwszy lepszy tramwaj.
- On musi coś wiedzieć! - krzyknął Widzimrka.
- Nie ma czasu. Ruszamy!
ciag dalszy nastapi...

5 komentarzy:

  1. Bardziej pogmatwane niż zwykle, gratuluję :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zatem, pozostaje tylko poczekać na część numero duo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przerażające.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawiązując do komentarza spod poprzedniego postu: zdam się na Wasze pomysły, mam nadzieję, że nie ma powodu do obaw i bardzo jestem ciekawa :D

    Jeśli zaś chodzi o sytuację z ogonkami... Straszne, naprawdę straszne, tym straszniejsze, że bardzo realne.
    W sumie jestem ciekawa, jak mówi się bez ogonków. To wymaga chyba wielkiego skupienia i ćwiczeń.
    Dziekan drapał się po brzuchu, bo łaskotały go zjedzone ogonki?

    OdpowiedzUsuń
  5. budujecie spójne zdania, a to już czyni Was dziwadłami na tle większości społeczeństwa.

    orążłajt.

    OdpowiedzUsuń